wtorek, 15 lipca 2014

Pod słońcem Toskanii

Tytuł: Pod słońcem Toskanii. U siebie we Włoszech
Autor: Frances Mayes
Lektor: Danuta Stenka
[źródło okładki]

Autorka książki, wykładająca na jednej z amerykańskich uczelni zaczyna nowe życie. Postanawia, razem ze swoim nowym partnerem, kupić i wyremontować dom we Włoszech. Małżeństwo nie przeprowadza się do nowego domu w Toskanii (Bramasole) na stałe, jednak w Europie spędza letnie i zimowe przerwy w zajęciach.  Dom okazuje się być piękny lecz bardzo zaniedbany i wymagający kapitalnego remontu.
Frances Mayes, będąca zarówno autorką, jak i główną bohaterką książki, opisuje swoje życie w notesie, na podstawie którego powstało "Pod słońcem Toskanii".
Dzięki tym zapiskom poznajemy nie tylko zmagania właścicieli z nowym domem, z remontami powodującymi topnienie w zastraszającym tempie oszczędności życia, ale także ich życie w Ameryce, najbliższych przyjaciół i rodzinę. Wykańczający remont przynosi jednak także zabawne chwile i zdarzenia, relacje z wieloma ciekawymi osobami. Życie pomiędzy dwoma kontynentami początkowo przeraża i wykańcza, jednak z biegiem czasu Frances i Ed przyzwyczajają się do takiego trybu życia, dostrzegając coraz więcej jego pozytywnych aspektów.
Autorka w bardzo ciekawy i obrazowy sposób pokazuje czytelnikowi uroki Toskanii, jej wspaniały klimat, gdzie orzeszki piniowe zbiera się z szyszek znalezionych na ziemi, a w kuchni wykorzystuje się oliwę z oliwek zerwanych z własnych drzewek oliwnych.
W książce znajdziemy także wiele przepisów. Styl pisania pani Mayes tak działał mi na wyobraźnię, że wiele z jej przepisów sprawiło, że ślinka napływała mi do ust i żałowałam, że nie mam pod ręką chleba, który mogłabym zamoczyć w świeżo wytłoczonej oliwie, czy nie mogę włożyć butów i wyjść do sklepu po kilogram kasztanów.
Książka ta była jak film 5D, gdzie mogłam poczuć smak świetnie przyrządzonego mięsa, odurzający zapach pomarańczy, a na twarzy ciepły toskański wiatr.

Książka ta sprawiła mi dużo radości. Jej forma jest lekka, a przetykanie fabuły przepisami kulinarnymi było bardzo dobrym pomysłem.
Polecam na taką letnią i upalną pogodę, jaką mamy za oknem.

piątek, 4 lipca 2014

Lilith

Tytuł: Lilith
Autor: Olga Rudnicka
Prószyński i S-ka, 2010r.

Tak bardzo polubiłam książki Olgi Rudnickiej, że czytam je po kolei. Dlatego nie zastanawiałam się nawet sekundy, gdy w bibliotece znalazłam "Lilith".

Młode małżeństwo Piotra i Lidii Sianeckich przeprowadza się do małego miasteczka. Lipniów to mekka tych, którzy interesują się sabatami czarownic. To właśnie tutaj miała spłonąć na stosie ostatnia czarownica. Setki lat po tym wydarzeniu miasteczko to żyje z turystyki, która opiera się na niezbyt chlubnej przeszłości.
Lidka spodziewa się dziecka i ma bardzo mieszane uczucia co do nowego miejsca zamieszkania. W miasteczku poznaje młodą właścicielkę księgarni - Edytą. Dziewczyny szybko się zaprzyjaźniają, a Edyta przybliża Lidce historię miasta i tajemniczą historię Anastazji Lipowskiej, morderczyni własnego dziecka uznanej za czarownicę.
W Lipniowie pojawia się jeszcze jedna nowa osoba. Jest nią młody policjant Michał. Zaczyna on na własną rękę prowadzić śledztwo w sprawie tajemniczych zaginięć młodych jasnowłosych kobiet. W śledztwie tym pomaga mu Edyta, która coraz bardziej go fascynuje i Lidka. Michał odkrywa, że miasteczkiem rządzi grupa wpływowych i bogatych osób, którzy robią wszystko, żeby zaginięcia te nie zostały powiązane z Lipniowem, obawiając się, że odstraszyłoby to tłumnie pojawiających się turystów. Nawet wtedy, gdy odnajdywane są ciała zamordowanych dziewcząt, nie dzieje się to na terenie miasteczka, tylko w okolicy. Do "grupy trzymającej władzę" należy również policjant Chmiel, który od pierwszych chwil robi wszystko, żeby śledztwo nie było przeprowadzane na ich komisariacie.

Inne książki Olgi Rudnickiej pochłaniałam w jeden, dwa dni. Tą czytałam dłuuuugo i wiele razy miałam ochotę zrezygnować z niej. Na okładce przeczytałam: "Trzymający w napięciu kryminał z wątkami okultystycznymi. Rudnicka, jakiej nie znacie!"
Jeżeli według kogoś trzymanie w napięciu polega na tym, żeby przez 350 stron mało co się działo, żeby przyspieszyć na ostatnich 40 stronach... Dla mnie nie.
Jedno jest pewne: ta książka odkryła przede mną autorkę jaką nie znałam. Jak to dobrze., że pani Olga nie poszła w swojej twórczości w tą stronę i inne jej książki bardzo przypadły mi do gustu.
Czytając pierwsze strony "Lilith" wydawało mi się, że głównymi bohaterami będzie małżeństwo Sianeckich, jednak szybko okazało się, że na pierwszy plan wychodzi Edyta i Michał, między którymi rodzi się uczucie. Jednak po przeczytaniu jednej ze scen: " - Zostań... - Ugryzła go delikatnie w dolną wargę. Przesunęła językiem po jego szyi aż do torsu, szarpnęła klamrę paska. " [1] zaczęłam się zastanawiać czy nadal czytam książkę napisaną przez panią Rudnicką czy niespodziewanie przeniosłam się na karty książki pani Lingas - Łoniewskiej...
Od pierwszych stron książki wiemy także, który z bohaterów jest dobry, który zły i podły i nie zmienia się to do ostatniego rozdziału. Bardzo irytowała mnie postać Lidki, naiwnej i niezdecydowanej, która każde swoje zachowanie tłumaczy ciążą, ale nie przeszkadza jej to ryzykować życia swojego i nienarodzonego dziecka, gdy zdenerwowana do granic pędzi samochodem po ulicach.
Drugą postacią, którą nie polubiłam był Michał. Z pozoru dobry i rzetelny policjant, mający za sobą chlubną przeszłość zawodową i znający się na tym, co robi. Z drugiej strony, podejrzewając, że w Lidka może być bita i zastraszana przez własnego męża, nic z tym nie robi. Pracując na posterunku w Lipniowie nie zajmuje się sprawami, które zleca mu przełożony, lecz prowadzi prywatne śledztwo i bez śladu zażenowania przyznaje się do tego, że nie pozwala mu to wywiązywać się z nałożonych obowiązków. Mało tego, w śledztwie prowadzonym na własną rękę popełnia błędy, których nie powstydziłby się policjant, który dopiero co skończył szkołę:
" - Nie wiem, ale mamy dalsze wypadki: moja matka, Bartkowiak, Teodor Ligocki - to stryj męża Lidki. Powiesił się.
- Sprawdzałem to. Nie znalazłem niczego podejrzanego - powiedział.
- Bo widziałeś tylko to, co można zobaczyć na pierwszy rzut oka - odrzekła Edyta. - A ja się zastanawiam, jak chory staruszek dotarł pieszo do lasu i wdrapał się na drzewo, żeby zawiesić pętlę...
- Przeoczyłem to - powiedział z poczuciem winy Michał. Nie przyszło mi do głowy, żeby sprawdzić wszystko..." [2]

Chociaż ta książka w ogóle nie przypadła mi do gustu na pewno sięgnę po ostatnią książkę pani Olgi, "Fartowny pech".
Jedno jest pewne, gdyby "Lilith" trafiła do mnie jako pierwsza, przed "Cichym wielbicielem" czy cyklem o Nataliach, raczej nie sięgnęłabym po inne książki autorki i straciłabym miło spędzony czas.

[1] Lilith, str. 205
[2] Lilith, str. 199

czwartek, 26 czerwca 2014

Tajne państwo



Tytuł: Tajne państwo
Autor: Jan Karski
Wydawnictwo Znak, 2014r.

Jan Karski (wł. Jan Romuald Kozielewski) - ur. 24 kwietnia 1914 r. w Łodzi, zm. 13 lipca 2000 r. w Waszyngtonie. [źródło]

Rok 2014 jest rokiem Jana Karskiego.

Jan Karski po ukończeniu studiów i obowiązkowej służby wojskowej wraca do Warszawy. Po otrzymaniu rozkazu mobilizacyjnego wyjechał do Oświęcimia.
"To mogło okazać się wręcz dobrą zabawą. Pamiętałem, że Oświęcim leży pośrodku pięknej, rozległej równiny. Byłem zapalonym jeźdźcem i cieszyłem się na myśl o galopowaniu w mundurze na wspaniałym wojskowym koniu. (...)
Zakończyłem przygotowania do wyjazdu w nastroju niemalże wesołym." [1]
1 września 1939 r. samoloty Luftwaffe ostrzelały obóz wojskowy, w którym przebywał. Karski przeżył. Przeżył także ostrzelanie pociągu, którym jego rezerwowa bateria jechała do Krakowa. Ci, którzy przeżyli pieszo wyruszyli do Tarnopola, przed którego granicami trafili do niewoli rosyjskiej, a następnie niewoli niemieckiej. Po ucieczce Karski rozpoczął pieszą wędrówkę do zniszczonej Warszawy.
Zamieszkał u dawnego przyjaciela, Dziepałtowskiego, który zaproponował mu pracę dla Podziemia.
Pierwszym zadaniem Jana Karskiego był wyjazd do Lwowa, a później do Francji. Jego zadanie we Lwowie miało polegać na próbie zawarcia porozumienia pomiędzy ważniejszymi ugrupowaniami politycznymi:Stronnictwem Narodowym, Stronnictwem Ludowym, Polską Partią Socjalistyczną oraz Stronnictwem Pracy. Miał też doprowadzić do możliwie najściślejszej współpracy między organizacjami podziemnymi w Warszawie i we Lwowie oraz poinformować przywódców lwowskiej konspiracji o warunkach panujących pod okupacją niemiecką.
Karski w czasie jednej ze swoich misji zostaje aresztowany przez Gestapo. To był najtrudniejszy okres w jego życiu. Bestialsko bity i torturowany nie wydał nikogo, nie zdradził niczego. Chory, opuszczony i zrezygnowany próbował popełnić samobójstwo, bojąc się, że nie wytrzyma kolejnych tortur i w końcu zacznie mówić.
Jednak Jan Karski został odbity z rąk Gestapo i trafił do rodziny Sawów. Rodzinę tą spotkał okrutny los. Wszyscy zostali aresztowani, torturowani i straceni. Karskiemu udało się uciec do Krakowa.

Jedną z ważniejszych jego misji był wyjazd do Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Miał poinformować aliantów o tragicznej sytuacji ludności żydowskiej pod okupacją niemiecką. Do tego zadania przygotował się bardzo skrupulatnie. Przewodnik oprowadził go po getcie i pokazał to, o czym powinny dowiedzieć się władze za granicą.
" - Kiedy umiera Żyd - opowiedział(przewodnik) - rodzina go rozbiera i wynosi ciało na ulicę. W przeciwnym razie musiałaby zapłacić Niemcom za pochowanie zmarłego. Wprowadzili specjalny podatek pogrzebowy, na który nikogo tutaj nie stać. Ponadto tym sposobem można zachować ubrania. Tu liczy się każdy łach." [2]
" - Zaraz coś pan zobaczy. Polowanie na ludzi. (...)
Zerknąłem przez szparę. Pośrodku ulicy stało dwóch wyrostków w mundurach Hitlerjugend. (...) W pewnej chwili młodszy wyciągnął z kieszeni spodni pistolet i wtedy wreszcie dotarło do mnie, czego będę świadkiem. Tamten rozglądał się, szukał czegoś wzrokiem. Celu. (...) Uniósł ramię i dokładnie wycelował. Rozległ się strzał, brzęk pękającego szkła, wreszcie przerażający okrzyk śmiertelnego bólu. Chłopak, który strzelał, zakrzyknął z radości. Drugi poklepał go po barku, powiedział mu coś, widocznie pochlebnego." [3]

Czytając "Tajne państwo" poznajemy relację człowieka, bardzo dużo wiedział o Polskim Państwie Podziemnym. O poświęceniu wielu ludzi, o ich cierpieniach, niewyobrażalnych torturach psychicznych i fizycznych, ich zaangażowaniu w walkę przeciw okupantom.
Działalność Polskiego Państwa Podziemnego została także okupiona cierpieniem wielu ludzi, mniej lub bardziej z nim związanych: łączników, agentów i ich bliskich oraz tych, którzy nie mieli wiele wspólnego z jego działalnością, ale którzy np. udostępniali, narażając swoje życie, własne mieszkania członkom PPP ukrywającym się przed Gestapo. Należy pamiętać również o ofiarach wojny całkiem przypadkowych, którzy ginęli w ramach zbiorowej odpowiedzialności. Im wszystkim również należy się pamięć.
"Zasada zbiorowej odpowiedzialności dawała się we znaki ludności wiejskiej jeszcze bardziej niż mieszkańcom dużych miast. (...) Na przykład po likwidacji jakiegoś gestapowskiego agenta można się było domyślać, że w odwecie rozstrzelany zostanie co piąty lub co szósty zakładnik w lokalnym więzieniu. Najczęściej jednak nie wiedziano, kogo Niemcy zastrzelą, kogo obarczą odpowiedzialnością. Na prowincji Niemcy postępowali jeszcze bardziej perfidnie. W każdej wsi lub miasteczku sporządzali listy z nazwiskami. Trafiali na nie na trzy lub cztery miesiące ci, których niemieccy administratorzy gotowi byli obarczyć zbiorową odpowiedzialnością. (...)
Ludzie z podziemnej organizacji wiedzieli, że w odwecie za każdą przeprowadzoną akcję zostanie powieszona pewna liczba zakładników. Ale nie było wyjścia - ruch oporu musiał działać." [4]




[1] Tajne państwo, str. 13
[2] Tajne państwo, str. 356-357
[3] Tajne państwo, str. 357-358
[4] Tajne państwo, str. 276

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Natalie

Tytuł: Natalii 5
Autor: Olga Rudnicka
Prószyński i S - ka 2011r.

Policja odnajduje w zamkniętym pokoju zwłoki mężczyzny. Na broni są tylko jego odciski, więc policja podejrzewa  samobójstwo. Jednak rana po kuli umiejscowiona jest w takim miejscu, że prowadzący sprawę śledczy zaczynają wątpić w to, że pan Jarosław Sucharski popełnił samobójstwo.
To jednak nie jedyna tajemnica związana z tym mężczyzną. Okazuje się, że miał pięć córek, a każda z nich nazywa się Natalia Sucharska. Kobiety po raz pierwszy spotykają się na odczytaniu testamentu, który zostawił im ojciec. Okazuje się, że wszystkie odziedziczyły dużą posiadłość, kryjącą kolejne tajemnice.
Mało tego, policja zaczyna się zastanawiać, czy to nie któraś z nich zamordowała ojca.
Od tego momentu życie pięciu Natalii przewraca się o 180 stopni. Kobiety postanawiają razem zamieszkać w odziedziczonym domu. Nie jest to łatwe, gdyż siostry nie polubiły się od pierwszego wejrzenia, a ich ciągłe konflikty doprowadzają do często bardzo zabawnych sytuacji. Opracowują listę zasad i obowiązków, które z założenia mają ułatwić im wspólne życie. Natalie starają się nie łamać postanowień kodeksu, o dość zabawnej nazwie "Zasad kilka wróbla Ćwirka", który umiejscowiony jest w dość nietypowym, ale dobrze widocznym miejscu, na ścianie w przedpokoju. Mimo różnego wieku, charakteru i przyzwyczajeń, wszystkie siostry łączy jedna cecha - przedziwna umiejętność wpadania w kłopoty...
Jeśli do tego wszystkiego dołączymy zagadki, które pozostawił im ojciec, zaginioną, niezwykle cenną kolekcję znaczków oraz policjantów pałętających się po domu, nie tylko w celach służbowych, otrzymamy lekką, zabawną i napisaną w świetny sposób książkę.
POLECAM!

Tytuł: Drugi przekręt Natalii
Autor: Olga Rudnicka
Prószyński i S - ka 2013r.

Akcja książki ma miejsce dwa lata po wydarzeniach opisanych w pierwszej części. Natalie przyzwyczaiły się do wspólnego domu, ich życie, zarówno uczuciowe, jak i zawodowe, powoli zaczyna się układać.
Jednak tą "sielankę" przerywa odnalezienie w mieszkaniu przyjaciela rodziny, adwokata Janusza Zawady, zmasakrowanych zwłok. Adwokat znika i policja podejrzewa, że zwłoki należą właśnie do niego. Wokół sprawy narasta coraz więcej dziwnych i niewyjaśnionych zdarzeń i siostry Sucharskie zaczynają wątpić w morderstwo.
Natalie i tym razem wpadają w mnóstwo kłopotów i śmiesznych sytuacji, co o zawał serca przyprawia dwóch policjantów, znanych nam z poprzedniej części, uczuciowo związanych z dwoma z sióstr Sucharskich.
Czy dziewczynom uda się rozwiązać zagadkę zaginięcia pana Janusza bez szwanku na własnym zdrowiu (fizycznym i psychicznym) i życiu? Zwłaszcza, że siostrom zaczyna grozić niebezpieczeństwo, gdyż ludzie związani z wydarzeniami wydają się być niebezpieczni i zdesperowani.

Bardzo lubię styl pisarski pani Olgi Rudnickiej. Podoba mi się jej poczucie humoru, a każda kolejna jej książka dostarcza mi niezwykle przyjemnych chwil, które im poświęcam. Niestety, na półce czeka ostatnia jej książka: "Lilith".

sobota, 26 kwietnia 2014

Siła to ona

[źródło]

Tytuł: Siła to ona
Autor: Anna Bratek, Marcin Wąsik
Drukarnia Zbigniew Gajek, 2014
Publikacja została sfinansowana ze środków Starostwa Powiatowego w Mielcu

" Siła to ona to autorski projekt, który w całości poświęcony jest mielczankom. (...) Znaleźliśmy 5 pań, które stały się bohaterkami naszego projektu Siła to ona. Ten czas kilku lat jest okresem wielu rozmów (...). To także wiele sesji zdjęciowych, a ich efekt to portrety bohaterek. (...)
Jest to pierwsze herstory w Mielcu, pierwsza publikacja poświęcona historii kobiet z naszego regionu." 1]


W książce zawarte jest pięć historii, których głównymi bohaterkami są mielczanki. Kazda z nich opowiedziana jest w innej formie.

Agnieszka Czachor
Jej historia opowiedziana jest w formie wywiadu.
Pani Agnieszka marzyła o lataniu od dzieciństwa. Edukację w liceum w Sandomierzu zaczęła bardzo wcześnie, w wieku 12 lat. To tam pewnego dnia przyszli przedstawiciele aeroklubu, ale chętni musieli mieć ukończone 16 lat. Rodzice pani Agnieszki nie zgodzili sie podpisać pisemnej zgody, więc marzenia te musiała odłożyć na później. Znacznie później, bo dopiero po studiach, gdy przyjechała do Mielca, gdzie pracowała jako konstruktor w WSK Mielec. W aeroklubie mieleckim zrobiła kurs pilotażu na szybowcach i samolotach. Została pierwszą kobietą - pilotem w Mielcu.
Jej życie zmieniła wiadomość o raku, szpiczaku mnogim, z którym walczy od kilku lat.

Część ta chyba najbardziej przypadła mi do gustu. Pani Agnieszka jawi się w niej jako inteligentna, zdeterminowana i sympatyczna osoba.
Brakowało mi jednak jednej rzeczy: wspomnienie choć jednym słowem o tym, że pani Agnieszka Czachor była pierwszą kobietą w Mielcu, która pracowała jako pilot i nawigator. o tym trzeba doczytać z innych źródeł. Brakowało mi również opowiedzenia o tym, jak w tamtych latach, typowo męska załoga WSK traktowała takiego "rodzynka".

Alicja Kaczmarczyk
Historia opowiedziana jest w formie rozmowy telefonicznej między panią Alicją a jej córką, Moniką.
Pani Alicja prowadzi pogotowie opiekuńcze, do którego trafiają dzieci i młodzież, często z patologicznych rodzin, po ciężkich przejściach. W rozmowie tej dowiadujemy się jak pani pani Agnieszce udaje się trafiać do często przerażonych, zamkniętych w sobie dzieci, dla których jest tylko jednym z etapów w im życiu. Opowiada o tym jak praca ta jest wyczerpująca i trudna, jednak równocześnie ile potrafi dać szczęścia i satysfakcji.

Forma rozmowy telefonicznej z córką najmniej przypadła mi do gustu, była najbardziej sztuczna i nienaturalna. Nie wyobrażam sobie naturalnej, codziennej rozmowy matki z córką przeprowadzonej w ten sposób.Jednak mimo wszystko, autorom udało się przedstawić panią Alicję jako ciepłą, bezinteresowną i silna kobietę. A o to w końcu w tym projekcie chodziło.

Jadwiga Klaus
Panią Jadwigę poznajemy w jej naturalnym środowisku - na scenie. "Jestem już prababcią, ale co z tego. Nie zejdę jeszcze ze sceny., W zasadzie to dopiero chciałabym na nią wejść!" 2]
Pani Jadwiga oddaje się wspomnieniom, rozpoczynając od czasów dzieciństwa. Z tańcem i teatrem styczność miała od najmłodszych lat dzięki matce - kierowniczce domu kultury - i ojcu - multiinstrumentaliście. "W naszym domu nikt specjalnie nie zastanawiał się nad kultywowaniem tradycji śpiewaczych, bo praca i pasja łączyły się, sprawiając, że cały dom śpiewał, tańczył., grał i reżyserował." 3]
Po maturze postanowiła pojechać na egzaminy do PZLPiT "Mazowsze". To właśnie wtedy dowiedziała się, ze ma "biały głos". Jej kariera w tym zespole trwała bardzo krótko, gdyż przeszła do PZLPiT "Śląsk". Jej występy z tym zespołem trwały 3 lata.
Przyjaciółka Janka Nowak namówiła panią Jadwigę, aby przyjechała do Mielca, w którym łatwo znajdzie pracę i zespół, w którym będzie mogła się zrealizować. Tak zaczęła się jej współpraca z "Rzeszowiakami".
Teraz, będąc już na emeryturze nie stała się babcią zajmujacą się wnukami, opowiadajacą im bajki na dobranoc w okularach zsuniętych na nos.. Jest prezesem Klubu Środowisk Twórczych TMZM im. Wł. Szafera w Mielcu, śpiewa w chórze "Melodia", występuje z grupą teatralno - estradową "Senior Show" działającą przy Uniwersytecie III Wieku.
Pani Jadwiga uważa się za spełniona kobietę: "Przeszłam przez życie śpiewając, recytując, reżyserując, ale tak naprawdę największą dumę i satysfakcję czułam występując na scenie w stroju ludowym, szczególnie za granicą. " 4]

Pani Jadwiga jawi się nam jako osoba odważna, łapiąca życie za rogi i wykorzystująca swój czas do ostatniej sekundy. Jest osobą radosną, pewną siebie, szczerą i bezpośrednią. Chwilami aż za bardzo... Podziwiam jej odwagę przy opisie podróży do Karolina, na egzamin do "Mazowsza": "Białe tenisówki szybko przestały świecić czystością, a jedyny element garderoby, który miał mi dodać pewności siebie, to była spakowana do torby sukienka od matury. Czarną rozpacz pogłębiła we mnie wtedy natura i "te dni". (...) Chwilowym ratunkiem był koszmarny papier toaletowy z PKP. Kiedy doszłam na miejsce, prosiłam o pomoc nawet panie sprzątające, które najbardziej powinny mnie zrozumieć w takiej sytuacji. Ale bezskutecznie. W końcu zaczepiłam na korytarzu jakiegoś mężczyznę. On z litości nie odmówił mi pomocy. Paradoksalnie, że szukałam pomocy wśród kobiet, a pomógł mi wtedy jakiś mężczyzna." 5]

Magdalena Łączak

Pani Magdalena to osoba zakochana w sporcie od dzieciństwa. Mając 8 lat wyjechała na pierwszy biwak harcerski, potem były różne rajdy i obozy.
W wieku 15 lat zaczęła spotykać się z Pawłem, to z nim wpadła na pomysł spływ tatrą po Wiśle, do Bałtyku. Tratwę skonstruowali z... plastikowych butelek. gdy już wszystko było gotowe, Magdalena musiała zostać w domu ze złamaną ręką.
Kolejnym pomysłem było objechanie Europy na rowerach. Pani Magdalena wyjechała z ręka na szynie, po operacji ścięgien. Na kierownicy kolarki miała zamontowany leżak kolarski, co miało ułatwić jazdę z ręką w gipsie.
Kolejne przygody to m. in. wejście na Mont Blanc czy wyprawa na Ural. Pani Magda zaczęła także uczestniczyć w rajdach  przygodowych.

Muszę przyznać, że ta opowieść sprawiła, że to właśnie panią Magdę polubiłam najmniej z wszystkich pięciu przedstawionych w książce pań.
Wiele z opowieści były dla mnie po prostu bajkami, w które nie mogłam uwierzyć: np. dwutygodniowy spływ tratwą wykonaną z plastikowych butelek z prowiantem w postaci worka ziemniaków i cebuli... Nie spodobało mi się też podejście pani Magdy do sprawy nauki i tłumaczenie dlaczego musiała powtarzać klasę: " Starałam się nadganiać zaległości, ale dyrektor powiedział, że nawet jak będę miała dobre oceny, to on na radzie pedagogicznej nie pozwoli dać mi promocji do następnej klasy. Powodem miała być słaba frekwencja. Tak też się stało, ale ta złośliwość jednej osoby tylko mi wyszła na dobre. " 6]
Bardzo dziwny był dla mnie również powód, dla którego pani Magda zrezygnowała ze studiów: "Moje studia? Zaczęłam studia na Wydziale Wiertnictwa Nafty i Gazu. Podobały mi się Wiercenia Kierunkowe. To była nowość, przyszłość! Jednak byłam jedyną dziewczyną w grupie, a pan doktor zwracał się do nas: - Drodzy Panowie! Bardzo szybko zaczęło mi to przeszkadzać i po miesiącu, po kolejnym takim incydencie, postanowiłam wyjść z sali. Tak trzasnęłam drzwiami, że myślałam, iż wypadną razem z futryną. " 7]

Może się czepiam, ale szalę goryczy przepełniła opowieść o wyprawie na szczyt Mont Blanc: "Mont Blanc to był nasz kolejny cel, oraz potwierdzenie siły oraz więzi. (...) Gdy porównuję siebie wtedy ze współczesnymi alpinistami, to nie wiem, co na prawdę ma znaczenie, ubiór i osprzęt, czy technika i siła. Ja wchodziłam na Mont Blanc w wełnianym swetrze, komunistycznym ortalioniku, wranglerach i ruskich rakach. (...) Kiedy wchodziliśmy w góry obowiązywał zakaz poruszania się po szlakach. Ogłoszone było załamanie pogody. Nas jednak gonił czas i musieliśmy wyjść, bo jak nie teraz, to kiedy? Zostało kilka dni do rozpoczęcia roku szkolnego. W momencie wyjścia w górę pogoda się rzeczywiście strasznie załamała. Nad szlakami krążył helikopter, który zabierał wszystkich. Kiedy zbliżał się do nas, to my odwracaliśmy się na pięcie, udając, że schodzimy. Udało nam się oszukać tamtejsze pogotowie górskie i wszystkich innych wrogów tej wyprawy, między innymi złą pogodę oraz czas. Nikt nie mógł nas powstrzymać!" 8] Muszę przyznać, że czytając to czułam ręce opadające do samej podłogi...

Nie mniej podziwiam odwagę i samozaparcie  pani Magdy, która obecnie odnalazła równowagę pomiędzy karierą zawodową (prowadzenie firmy), a pasją. Obecnie nadal startuje w biegach górskich, wyczynowym i wymagających wiele wyrzeczeń sporcie.

Maria Podobińska - Weryńska

Opowieść o pani Marii najbardziej przypadła mi do gustu. Pani Maria miała 16 lat gdy wybuchła II Wojna Światowa. Jej życie z dnia na dzień uległo diametralnej zmianie. Została sanitariuszką i od tej chwili była uczestniczką dramatycznych zdarzeń. "Porozrywane brzuchy, pourywane ręce i nogi. Okaleczone ciała i smród ropiejących ran." 9] Młodziutka dziewczyna bardzo szybko musiała przyzwyczaić się do otaczających ją bólu, rozpaczy, śmierci i rozpaczy.
Pani Maria wspomina pierwszy transport więźniów do Oświęcimia, w 1940r.: "Pamiętam te wynędzniałe, porozbijane twarze, zakrwawione. Pamiętam ten transport i dziś mogłabym kreskę postawić, w którym to było miejscu..." 10]
W październiku 1940r. wyjechała z Tarnowa i zamieszkała u krewnej w Mielcu. Jednak często wracała do Tarnowa, pod to samo więzienie, spod którego została aresztowana przez Gestapo.

1] str. 3
2], 3] str. 35
4] str. 49
5] str. 40
6] str. 58
7] str. 61
8] str. 59-60
9] str. 75
10] str. 78

wtorek, 15 kwietnia 2014

Trzęsawisko

Tytuł: Trzęsawisko
Autor: Guy N. Smith
Phantom Press International, 1991

Ssący Dół to dziwne, odrażające i kryjące wiele tajemnic miejsce. W bagnie tym Tom Lawson zatopił poćwiartowane zwłoki swojej żony, Cyganki Marii. Miejsce to pochłonęło wiele innych ciał ludzi, którzy nie opuścili tego świata w wieku, w którym jest to normalne. Ssący Dół jest jednak również miejscem rytualnych pochówków Cygan zamieszkujących Las Hopwas.
Teraz Tom Lawson jest samotnie mieszkającym w tym lesie leśnikiem, a raz w miesiącu odwiedza go bratanica. Pewnego dnia odnajduje jego ciało i od tej chwili porzuca swoje dotychczasowe życie i przeprowadza się do domku zmarłego wuja. Jenny Lawson bardzo się zmienia: "Lepiej czuła się podczas godzin nocnych, niż w ostrym świetle dnia. Noc była porą, kiedy mogła siać postrach" 1] (Brzmi złowieszczo?)
Z kochającej swojego narzeczonego kobiety zmienia się w wyuzdaną... zdzirę. W domu odnajduje notes swojego wuja i postanawia wykorzystać zawarty w nim przepis na eliksir z krwi... jeża i wiewiórki: "To jest napój znany tylko czarownicom i cygańskim władcom - powiedział. Najpotężniejszy wywar w świecie ciemności. Głupi stanie się roztropny, kruche stanie się potężne. Ludzkie ciało zostaje doprowadzone do kresu swych możliwości. Wszystko jest napięte do ostateczności." 2]  Tak o wywarze mówi Cygan Cornelius, jedyny człowiek, którego bał się jej wuj. Co jest do przewidzenia, Jenny bardzo szybko odnajduje i zabija potrzebne zwierzątka.
Cornelius, który mówi o sobie: "Jestem długo oczekiwanym Mesjaszem uciemiężonego plemienia ludzkiego" 3] postanawia zrobić z Jenny swoją Cygańską Królową i radzi jej, by obietnicami dzikich cielesnych rozkoszy wymusiła na właścicielu lasu pozwolenie, aby Cyganie z najdalszych zakątków zjeżdżali się do Lasu Hopwas. Jenny oczywiście od razu omotuje Clive'a Rownlandsa, który nie dość, że godzi się bez pytań na żądania kochanki, zapisuje jej w testamencie ziemie należące do Lasu Hopwas.
 Do tego wszystkiego dochodzi wiele krwawych morderstw, wyuzdany i brutalny seks, którego opisów autor nam jednak, na całe szczęście, oszczędził.

Książka jest kiepska, nawet bardzo, ale udało mi się znaleźć w niej parę ciekawych kąsków, które wywołały uśmiech:
" - Spałaś - stwierdził. - Teraz jesteś wypoczęta. 4]
" <<Opętanie>> to coś, czego nigdy nie zrozumiem. Możemy je jedynie zaakceptować. Wyjaśnię ci to na najprostszym przykładzie. Jeśli bardzo kogoś kochasz stajesz się faktycznie jego częścią. Kiedy ta osoba umiera, zdarza się, że bierze w posiadanie twoją duszę. To jest w gruncie rzeczy o wiele bardziej skomplikowane, ale zasadniczo o to właśnie chodzi, Charakter żyjącej osoby zmienia się diametralnie. Z dobrego na zły. Myślę, że coś takiego zdarzyło się Jenny. To nie jest już Jenny. To reinkarnacja Toma Lawsona." 5]
Kilka fragmentów tej książki bardzo mnie rozbawiło, ale najbardziej właśnie ten o opętaniu. Na taką definicję tego zjawiska nie wpadłabym nigdy w życiu.
Książki nie polecam...

Jej bohaterowie i ich działania są bardzo przewidywalni. Mnie bardzo irytowała
tendencja głównych bohaterów do obdarzania płomiennymi uczuciami gorącej miłości po grób nowo poznanych ludzi. Śmieszyła mnie główna bohaterka - momentami potężna, waleczna i wyuzdana, żeby za chwilę zmienić się w przestraszoną uległą owieczkę na widok "Mesjasza" Corneliusa.
Z ogromną ulgą jednak przyjmowałam brak szczegółowego opisu spotkań miłosnych bohaterów.

Biblionetka podpowiada mi, że "Wędrująca śmierć" jest kontynuacją "Trzęsawiska". Jedno jest pewne: nie zamierzam bardziej zagłębiać się w tą historię. W inne książki tego autora też nie. To, co dostarczyła mi lektura "Trzęsawiska" w zupełności mi wystarczy.

1] str. 43-44
2] str. 49
3] str. 51
4] str. 61
5] str. 96

wtorek, 1 kwietnia 2014

Katyń. Ocalona pamięć.

Tytuł: Katyń. Ocalona pamięć
Autor: Andrzej Krzysztof Kunert
Wydawnictwo Świat Książki 2010

25 lipca 1932 roku Polska i ZSRR podpisały pakt o nieagresji, który następnie został przedłużony do 31 grudnia 1945r.
Kilka lat później, 24 sierpnia 1939r. został podpisany, chyba najsłynniejszy, pakt Ribbentrop - Mołotow. Wraz z nim podpisano tajny protokół dodatkowy zapowiadający IV rozbiór Polski. Jego istnienie upubliczniono dopiero 25 marca 1946 roku, podczas Procesu Norymberskiego.
Do IV rozbioru doszło 28 września.

"To, co zrobiliśmy w roku 1939, było wyłącznie wynikiem rozważań strategicznych. Niemcy grozili naszej granicy, musieliśmy ich z dala od niej zatrzymać. Zajmując ziemie polskie, nie popełniliśmy ataku agresji. Obecna wojna całkowicie tezę tę potwierdziła. (...) Gdyby nie to, co się wtedy stało, Niemcy dziś byliby w Moskwie, a być może staliby pod Uralem." [1] Tak tłumaczył agresję ZSRR na Polskę zastępca ludowego komisarza spraw zagranicznych ZSRR Andriej Wyszyński.
Na początku października 1939 roku miała miejsce zarządzona przez NKWD rejestracja polskich podoficerów i oficerów. Ci, którzy się wtedy zgłosili, dwa miesiące później zostali aresztowani, a następnie zamordowani.
Pierwsze transporty śmierci z Kozielska do Katynia, z Ostaszkowa do Kalinina - Tweru oraz ze Starobielska do Charkowa wyruszyły w pierwszych dniach kwietnia 1940 roku. Z obozów specjalnych (Ostaszków, Kozielsk i Starobielsk) w celu wymordowania przekazano blisko 14500 osób. Natomiast w ogólnej liczbie blisko 22 tysiącach ofiar zbrodni katyńskiej ponad 7300 stanowili więźniowie.
Zbrodnia katyńska przez lata stanowiła bolesne tabu. Pamiętam jak mama mówiła mi, że w szkole nawet nie mogli o tym wspominać. Rząd ZSRR przyznał się do autorstwa tej zbrodni dopiero w 1990 roku.
Natomiast już w lipcu 1942 roku miejsce zbrodni w Katyniu odkrywają polscy robotnicy przymusowa zatrudnieni przez Organizację Todta. W marcu 1943 rozpoczęły się ekshumacje ofiar.
Rząd ZSRR przez szereg lat twardo stał przy stanowisku, że nie mają pojęcia co stało się z więźniami, którzy nigdy nie wrócili do swoich domów. Mało tego, nawet obecnie sprawa morderstw przeprowadzonych przez ZSRR nadal jest dla wielu sprawą, o której lepiej nie mówić...

30 lipca 1941roku Polska i ZSRR podpisały pakt pokojowy, układ Sikorski - Majski. Przedstawiciele rządu polskiego długo próbowali dowiedzieć się, gdzie mogą znajdować się zaginieni jeńcy, jednak bez skutku. Mało tego, przedstawiciele ZSRR oskarżali Polskę, że spekulacje, które się wysnuwa, jakoby jeńcy Ci zginęli z rąk Bolszewików łamią układ Sikorski - Majski. Przedstawiciele ZSRR twierdzą, że w wyniku amnestii wszyscy więźniowie zostali uwolnieni.
Odbyło się wiele rozmów, m. in. taka:
       "Wyszyński: Liczba 9500 oficerów polskich, rzekomo znajdujących się w ZSRR, nigdzie się nie potwierdziła. W zestawieniach NKWD nigdy taka ilość oficerów nie figurowała. (...)
       Kot: (...) Nie chodzi o ludzi bezimiennych, sa tam setki wybitnych osobistości(...), to przecież nie dzieci, nie da się ich skryć. (...) [2]
Albo taka:
       "Sikorski: (...) Stwierdzam wobec Pana Prezydenta, iz jego oświadczenie o amnestii nie jest wykonywane. Dużo i to najcenniejszych naszych ludzi znajduje się jeszcze w obozach pracy i w więzieniach.
        Stalin: To jest niemożliwe, gdyż amnestia dotyczyła wszystkich i wszyscy Polacy są zwolnieni.
        Sikorski: Nie naszą rzeczą jest dostarczać Rządowi Radzieckiemu dokładne spisy naszych ludzi, ale pełne listy maja komendanci obozów. Mam ze sobą listę około 4 tysięcy oficerów, których wywieziono siłą i którzy znajdują się jeszcze obecnie w więzieniach i obozach pracy (...) Ci ludzie znajdują się tutaj. Nikt z nich nie wrócił.
        Stalin: To jest niemożliwe. Oni uciekli.
        Anders: Dokądżeż mogli uciec?
        Stalin: No, choćby do Mandżurii. [3]

Książka jest naprawdę bardzo dobrze napisana, a jej przejrzystość bardzo ułatwia czytanie. Podobało mi się przedstawienie tła historycznego wydarzeń roku 1940. Polecam.

[1] str. 167
[2] str. 169
[3] str. 172

czwartek, 13 marca 2014

Spadek

Tytuł: Spadek
Autor: Joanna D. Bujak
Prószyński i S-ka 2011
[okładka]

Małgorzata Jaworska (Megi) jest młodą lekarką mieszkającą w Gdańsku. Niespodziewanie otrzymuje informację o spadku, który dostała od ciotki, której praktycznie nie znała. Megi z dnia na dzień staje się właścicielką zabytkowej kamienicy mieszczącej się na ulicy Sławkowskiej w Krakowie. Początkowo zamierza sprzedać ją i jak najszybciej wrócić do Gdańska, gdzie ma pracę, mieszkanie, rodzinę i przyjaciół. Jednak klauzula zawarta w testamencie, która mówi, że Małgorzata nie może sprzedać kamienicy, ani wynająć jej powierzchni mieszkalnych, zmusza ją do przeprowadzki do Krakowa. Joanna postanawia wynająć część użytkową parteru kamienicy, a w drugiej części planuje założenie prywatnego gabinetu lekarskiego.
Niedługo część parteru zamienia się w herbaciarnię, której właścicielem jest przystojny Janek.
Wszystko byłoby w największym porządku, gdyby nie to, że w kamienicy dzieją się dziwne, wręcz przerażające rzeczy. Małgorzata słyszy rozmowy w piwnicy, często mrożące krew w żyłach krzyki, czuje dziwne zapachy, widzi duchy. Co jest dla niej bardzo dziwne, choć jej piwnica czasami zmienia się w  spelunkę sprzed wieków, a duchy obecne w kamienicy potrafią dotkliwie skrzywdzić, Małgorzata nie odczuwa strachu.
Czy uda jej się przyzwyczaić do dziwnych zjawisk, a także do tego, co się dzieje z nią samą, czego nie może zrozumieć i zaakceptować? Czy znajdzie w Janku bratnią duszę, a może kogoś więcej...?

Książka bardzo przypadła mi do gustu, bardzo dobrze się ją czytało, a przez większość czasu towarzyszyło mi bardzo przyjemne uczucie, które kazało dawkować sobie treść.
Nie obyło się też bez niewielkich zgrzytów: "Twarde od chłodu i ze strachu sutki drażniły skórę nawet przez materiał koszuli"*, czy mięśnie tańczące pod kurtką...
Najbardziej rozbawiło mnie to, jak w źrenicach jednego z pacjentów Małgorzata bez trudu widzi odbicie wystroju gabinetu i przesuwający się za jej plecami cień...
Irytowało mnie też przedstawienie pewnego wydarzenia, które miało miejsce na początku książki, a które przewija się przez resztę jej stron. Janek pewnego dnia zostaje oparzony przez klucz do drzwi piwnicy. Gdy w dalszej części książki autorka wspomina o tym wydarzeniu, Janka najpierw parzy klucz, następnie raz klamka, raz klucz, a na końcu książki sam zainteresowany, jak i Megi upierają się, że winna wszystkiemu była klamka. Taka mała niekonsekwencja.
Irytujące w końcu staje się to, w jaki sposób Megi próbuje sobie wytłumaczyć to wszystko, co się dzieje, uparcie negując działanie i obecność sił nadprzyrodzonych.
Nie mniej książka bardzo przypadła mi do gustu. Postaram się zdobyć inne książki pani Bujak, a także mam nadzieję, że nie była to jej ostatnia książka.

* str. 132

czwartek, 20 lutego 2014

Ołówek

Tytuł: Ołówek
Autor: Katarzyna Rosicka - Jaczyńska
Wydawnictwo Poligraf  2011


SLA jest najpoważniejszą chorobą neuronu ruchowego, ponieważ w każdym przypadku kończy się śmiercią. Wiąże się ona ze zwyrodnieniem nerwów ośrodkowego układu nerwowego (mózgu i rdzenia kręgowego), odpowiadających za kontrolę pracy mięśni.
SLA jest chorobą, w której powoli zwyrodnieniu ulegają komórki nerwowe w rogach przednich rdzenia kręgowego oraz kory mózgowej (motoneurony alfa). Komórki te kontrolują ruchy mięśni i w związku z tym to właśnie mięśnie atakowane są przez SLA. Nie ma metody prowadzącej do wyleczenia SLA. Ważną rolę odgrywa zatem leczenie objawowe oraz fizykoterapia. Niektóre leki mogą opóźnić rozwój choroby jednak go nie zatrzymają. SLA jest chorobą śmiertelną, a okres jej trwania zazwyczaj wynosi mniej niż pięć lat, choć można z nią żyć i dłużej.  [źródło]

Autorka i zarazem główna bohaterka książki, w pewnym momencie swojego życia postanowiła  postawić wszystko na jedną kartę. Decyzja ta okazała się całkowicie trafiona i pani Katarzyna, z gospodyni domowej wychowującej trójkę dzieci, została szefową agencji reklamowej i agencji modelek Ars- Media. W niedługim czasie stała się bogatą i bardzo rozpoznawalną bizneswoman. Poziom życia jej i jej rodziny uległ diametralnej zmianie, nagle było ich stać na dużo więcej niż wcześniej.
Niestety. Piękna bajka szybko się kończy. Zaczyna się niewinnie, od dziwnych upadków pani Katarzyny, która bez widocznej przyczyny potrafiła stracić równowagę na prostej drodze. W końcu zaczęła nosić bandaż na nodze, bo przechodnie widzący jej upadki traktowali ją jak upojoną alkoholem...
"Odkrycie: 23.07.2000 roku pierwszy raz poczułam dziwne zachwianie równowagi; 21.09.2000 pierwszy raz bez powodu upadłam na ulicy; " 1)
Później było już tylko gorzej:
"8. 02.2001 roku pierwszy raz poszłam do szpitala(...). 12.05.2002 roku ostatni raz samodzielnie przeszłam przez ulicę (...); 15.03.2005 roku ostatni raz jadłam samodzielnie i tego dnia utraciłam resztkę wolności ciała i ostatecznie przestałam być niezależna. 1)
Po wielu miesiącach, okupionych niezrozumieniem tego, co się z nią dzieje, udało się uzyskać diagnozę. Diagnozę okrutną, bo okazało się, że autorka choruje na stwardnienie zanikowe boczne (SLA) - chorobę nieuleczalną. Diagnoza była praktycznie nie do przyjęcia: zanikające mięśnie spowodują paraliż całego ciała, utratę mowy, a na końcu śmierć w wyniku uduszenia - pół roku życia.
Pani Katarzyna nie zadaje pytań typu: "Dlaczego ja", "Co zrobiłam, żeby zasłużyć na coś takiego". Żyje, dziękując za każdy kolejny dzień, nie oskarża nic i nikogo o to, co ją spotkało. Szuka sposobów innych niż medycyna konwencjonalna, organizuje koncert charytatywny, a później wyjeżdża na leczenie do Indii.
"Obiecałam sobie, że jeszcze tam wrócę i że pojadę w inne podobne miejsca, gdzie życie człowieka jest wartością najwyższą - nie tak jak w naszym kraju, gdzie nieuleczalnie chorzy czują się w szpitalach, hospicjach czy domach jak śmieci na wysypisku." 2)

Choroba doprowadza do tego, że bohaterka może ruszać tylko głową. Jednak nie powstrzymuje ją to od komunikowania się, dzięki specjalnemu programowi komputerowemu, ze światem, nie powstrzymuje od napisania książki. Mimo, że, jak to w życiu, nie wszystko idzie tak łatwo jak powinno, bo pani Katarzyna otrzymuje komputer, ale program, który jest niezbędny do komunikacji z innymi to tylko miesięczne demo, nawet wtedy nie poddaje się i czeka kolejne półtora roku na dofinansowanie do zakupienia programu.

W książce najbardziej wstrząsającymi fragmentami są te, w których autorka opisuje swoje relacje z najbliższymi, a także z zatrudnionymi opiekunkami, dla których pisze 'instrukcję obsługi Kasi", a także te, w których opisuje niezrozumienie i okrucieństwo ze strony personelu szpitali, w których przebywa dość często.
To ostatnie całkowicie rozumiem. Pomagam w opiece nad chorą osobą, z którą bardzo często bywamy w szpitalu i niejedno widziałam i przeżyłam. Może nie spotkałam się z okrucieństwem pielęgniarek, ale mam bardzo złe wspomnienia związane z lekarzami.

Z każdej litery, słowa, zdania i rozdziału tej książki sączy się nadzieja, może dla innych niezrozumiała i niepotrzebna, ale stanowiąca sens życia pani Kasi.

Pani Katarzyna zmarła 16.11. 2011 r. Z SLA walczyła 12 lat, nie przewidywane kilka miesięcy. Czy przegrała z chorobą? Nie, ja tak nie uważam.

Na koniec polecam obejrzeć film dokumentalny o autorce "Ołówka", wyreżyserowany przez Joannę Frydrych, pt. "Uwolnić motyla" oraz ten, bardzo krótki filmik:



Cytaty pochodzą z książki:
1) str. 11
2) str. 48

środa, 12 lutego 2014

Cujo. Podwójnie.

Tytuł: Cujo
Autor: Stephen King
Prószyński i S - ka 2001

Tytułowy Cujo to ogromny, ale nie mniej sympatyczny i opiekuńczy bernardyn. Pies z miejsca zyskuje sympatię kilkuletniego Tada, który przyjeżdża wraz z rodzicami do Joe'go Cambera, mechanika samochodowego. Rodzice Tada, Donna i Vic Trenton., to żyjące na dość wysokim poziomie małżeństwo, które przechodzi kryzys. Donna zdradza męża, a gdy postanawia zerwać nową znajomość, wzgardzony mężczyzna postanawia się zemścić i o romansie powiadamia Vica. Vic nie wie czy wybaczy niewiernej żonie, a szansę na przemyślenie wszystkiego i nabranie dystansu widzi w podróży służbowej.
Po wyjeździe męża to Donna musi pojechać do Cambera, aby ten zajął się tym razem jej samochodem. Na spotkanie z Cujo cieszy się Tad. Jednak na miejscu okazuje się, że na farmie Camberów nie ma nikogo, a sympatyczny pies zmienia się w potwora zagrażającego życiu Donny i Tada.
Czy przerażonej Donnie uda się przetrwać w nagrzanym samochodzie bez jedzenia i wody, ale za to z rozhisteryzowanym synkiem i uważnie obserwującym ich Cujo?

W książce mamy przedstawione kryzysy w dwóch małżeństwach. Z jednej strony pani Camber, która boi się nie wylewającego za kołnierz męża, a także tego, że jej syn skończy tak samo jak zapijaczony ojciec. Z drugiej, małżeństwo Trentonów, w którym mąż, pracoholik, utrzymuje rodzinę i żona, której nic nie brakuje, przyprawiająca mu rogi prawdopodobnie tylko i wyłącznie z nudów.
W książce poznamy też świat z punktu widzenia tytułowego Cujo, jego przemyślenia wynikające z dezorientacji, dlaczego w jednej chwili ukochany chłopiec i nie robiący mu krzywdy ludzie stają się śmiertelnymi wrogami.




Tytuł: Cujo
Produkcja: USA
Premiera: 1983r.
Reżyser: Lewis Teague

Premiera "Cujo" nastąpiła dwa lata po premierze książki. Choć fani typowego horroru, gdzie krew płynie strumieniami, a trup ściele się gęsto, mogą poczuć się rozczarowani długo rozwijającą się akcją, a film może wydać się po prostu nudny, mi się podobał. Dla mnie najlepszym aktorem był pies, a jego sylwetkę z posklejaną pianą i krwią sierścią, miałam przed oczami jeszcze długo po końcowych napisach. W filmie nie znajdziemy zaskakujących zwrotów akcji i stopniowania napięcia, ale w końcu książka również taka była.
Scenariusz jest dość wierną adaptacją książki, nie licząc oczywiście zakończenia, które jak dla mnie było dużym błędem twórców filmu.

piątek, 31 stycznia 2014

Chora

Miała być recenzja, jest ból mięśni, kości i głowy, gorączka i dreszcze. A na koniec kaszel wyrywający płuca z piersi.
Weekend...

środa, 29 stycznia 2014

Kot, który czytał wspak

Tytuł: Kot, który czytał wspak
Autor: Lilian Jackson Braun
Wydawnictwo Dolnośląskie 1997

Dziennikarz Jim Qwilleran dostaje posadę w redakcji gazety Dsaily Fluxion. Choć nie ukrywa tego, że nie ma najmniejszego pojęcia o sztuce, zostaje mu przyznana rubryka z nią związana.
Wynajęcie mieszkania proponuje mu kontrowersyjny krytyk Georg  Bonifield Mountclemens III zatrudniony w gazecie.  Człowiek ten obdarzany jest całkowicie sprzecznymi uczuciami - kilka osób podziwia jego wiedzę i gust, cała reszta go nienawidzi i życzy śmierci w męczarniach. Dlaczego tak się dzieje? Człowiek ten potrafi swoimi artykułami zniszczyć karierę każdego artysty. Ma jednak swoich ulubieńców, na cześć których wygłasza prawdziwe peany. Zastanawiające jest jednak to, że wychwalani przez niego artyści związani są z jedną galerią sztuki.
Jednak Bonifield ma jedną cechę pozytywną: jest właścicielem posągowego i wspaniałego kota syjamskiego o imieniu Kao K'o - Kung. I to właśnie jest główna postać książki, bo zarówno ludzie, jak i fabuła stanowią tutaj tło dla majestatycznego kota, z którym zaprzyjaźnia się Jim. Mało tego, tłem jest również morderstwo, które w końcu ma miejsce, o którego wyjaśnienie stara się dziennikarz.
Czy ta książka jest kryminałem? Czy ja wiem...? Raczej nie. Ale przyznam, że bardzo przyjemnie mi się ją czytało, a Kao K'o - Kunga z miejsca polubiłam.
Czytałam kiedyś, że książki pani Braun z serii "Kot, który..." porównywane są do powieści królowej kryminału Agathy Christie. Uważam, że opinia ta jest BARDZO BARDZO na wyrost. Jednak wydaje mi się, że jeszcze nie raz wrócę do książek o wspaniałym kocie.

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Pod Mocnym Aniołem. Podwójnie.

Tytuł: Pod Mocnym Aniołem
Autor: Jerzy Pilch
Wydawnictwo Literackie 2001

Po książkę sięgnęłam po to, aby poznać ją przed obejrzeniem filmu. Postanowiłam porównać oba spojrzenia - autora, Jerzego Pilcha oraz reżysera, Wojciecha Smarzowskiego.

Głównym bohaterem jest Jaruś, pisarz alkoholik, będący stałym gościem oddziału dla deliryków. Każdemu wyjściu z wspomnianego oddziału towarzyszy mu ogromny stres, który bohater niweluje wypiciem czterech pięćdziesiątek wódki "Pod Mocnym Aniołem", a następnie wizytą w sklepie monopolowym, z którego wychodzi z kolejną butelką.
W przerwach między kolejnymi odwykami Jaruś odsłania przed nami swoje życie, kontakty z kobietami i otaczającym go światem. Jesteśmy świadkami kolejnych, z góry skazanych na niepowodzenie prób zerwania z nałogiem. Bohater od samego początku zdaje sobie jednak sprawę z tego, że dla niego nie istnieje życie bez wódki. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nawet, gdy próbuje okłamywać siebie i swoje otoczenie zawsze kończy się tak samo.
 "Ilekroć wam powiem, że przestałem pić, że nie pije, że po dziesięcioleciach wytrzeźwiałem na dobre, że odzyskałem poczucie czasu, że tygodniami dochodziłem do siebie w lodowatym domu w górach - tylekroć z całym spokojem możecie nie wierzyć. Prawdę powiedziawszy - nie wierzcie ani jednemu mojemu słowu. Słowo jest moją używką, moim narkotykiem, rozsmakowałem się w przedawkowywaniu. Język jest moim drugim, co mówię, drugim, język jest moim pierwszym nałogiem."*

W czasie jego pobytów na oddziale dla deliryków poznajemy innych pacjentów, m. in. Kolumba Odkrywcę, który trafił tam w stanie agonalnym, a następnie spacerował po nim z francuskim tłumaczeniem Nowego Testamentu. Sam oddział traktował jako wątpliwej jakości pensjonat, w którym ten profesor nauk społecznych reperował nadszarpnięte siły.
Innymi pacjentami są: Szymon Sama Dobroć, Don Juan Ziobro, Fanny Kapelmeister, Królowa Kentu, Najbardziej Poszukiwany Terrorysta Świata, Król Cukru, Szymon Sama Dobroć czy Przewodnik Pracy Socjalistycznej, którzy opowiadają nam swoje historie.

* "Pod Mocnym Aniołem", str. 66.



Reżyserem filmu "Pod Mocnym Aniołem" jest Wojciech Smarzowski, reżyser takich filmów jak 'Wesele" czy "Dom zły".
Bardzo lubię filmy tego autora, a do tej pory nie widziałam tylko jego "Róży".
Film jest dość wierną adaptacją książki. Smarzowskiemu udało się bardzo dobrze odzwierciedlić klimat książki, a także ukazać pętlę, w którą wpadł bohater. W pewnym momencie ciężko mi było zorientować się czy Jerzy jest na odwyku, właśnie z niego wrócił, czy jest właśnie w kolejnym pijackim śnie.
Aktorzy grający w filmie są bardzo dobrze znani tym, którzy znaja inne filmy pana Smarzowskiego. Ma on widocznie swoich aktorów, z którymi dobrze mu się współpracuje. A są to m. in.: Marian Dziędziel, Krzysztof Kiersznowski, Iwona Wszółkówna, Robert Więckiewicz czy Lech Dybik.

Mi podobali się stali bywalcy baru "Pod Mocnym Aniołem": Charles Bukowski (Eryk Lubos), Wieniedikt Jerofiejew (Oleksandr Kryzhanivsjkyj) oraz Franz Kafka (Wojciech Urbański).
Chociaż film uważam za lekko przereklamowany, podobał mi się bardziej od swojego poprzednika, Drogówki.

Taka mała dygresja...
Już sama nie wiem czy to ja się starzeję, czy po prostu przestaję rozumieć dzisiejszą młodzież...
Na filmie w kinie była pełna sala. Większość młodzieży. Tak się zastanawiam czy wielu z nich przyszło do kina, żeby śmiać się w różnych, niekoniecznie odpowiednich momentach, pić pepsi i jeść popcorn?? Rozłożył mnie już komentarz pewnego dziewczęcia na wstępie, gdy zobaczyła czołówkę reklamującą polską telewizję: "O, M jak Miłość..."

Do głowy wpadł mi pomysł na kolejne wyzwanie. Postaram się oglądać ekranizacje książek, które czytam :)

niedziela, 19 stycznia 2014

Duchy dżungli

Tytuł: Duchy dżungli. Opowieść o Yanomami, ostatnich wolnych Indianach Amazonii
Autor: Janusz Kasza

"Duchy dżungli" to pierwsza książka Janusza Kaszy, biologa, podróżnika i miłośnika motyli. 
Autor zabiera czytelnika do wenezuelskiej części amazońskiej dżungli, w miejsca, gdzie do powierzchni ziemi dociera 1% światła słonecznego, zamiast latarki ciemności rozprasza świetlik, a na drodze może czekać żararaka czy z pozoru nieszkodliwa mrówka ognista. W miejsca, gdzie cywilizowany biały człowiek jest bezsilny, a zdobycze techniki, takie jak telefon komórkowy czy laptop okazują się bezużyteczne.

Jednym z marzeń autora było spotkanie z przedstawicielami plemienia Yanomami, okrytego niechlubną chwałą plemienia wojowników. Jego mieszkańcy do lat 60 XX w. nie mieli żadnych kontaktów z białym człowiekiem, zamieszkiwali tereny niedostępne innym śmiertelnikom.
Panu Januszowi nie wystarczyły sztucznie przygotowywane dla turystów pokazy "dżinsowych" Indian, więc gdy tylko na jego drodze stanął przewodnik chętny umożliwić mu spotkanie z legendarnym plemieniem, wyruszył w ciężką kilkudniową wędrówkę przez dżunglę amazońską.
Relację z podróży uzupełniają piękne fotografie, a także cytowanie przez autora fragmentów książek innych podróżników: Konstantego Jelskiego, Alberta Camusa czy Aleksandra Humboldta).

Na deser dostajemy krótki kurs przygotowawczy przed wyprawą do dżungli oraz listę książek o tej tematyce, z którymi warto się zapoznać.

Polecam.

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Wyzwania w 2014 roku

Długo się zastanawiałam nad tym jakie wyzwania czytelnicze rozpocząć czy kontynuować w tym roku. Bardzo polubiłam Trójkę E - Pik, wyzwanie Polacy nie gęsi..
Ale w tym roku postanowiłam nie przystępować do żadnych wyzwań. Będę realizowała własne.
Spróbuję przeczytać coś z list: 
"100 książek, które trzeba przeczytać" według BBC 
Lista zakazanych Książek
Mam zamiar również kontynuować odświeżanie i poznawanie nowych utworów pań: Joanny Chmielewskiej, Agathy Christie, Małgorzaty Musierowicz.

Zapomniałam o jeszcze jednym wyzwaniu. 
W ciągu kilku kolejnych lat postanowiłam pojechać do Oświęcimia na studyjne zwiedzanie Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau. Mam zamiar rzetelnie się do tego przygotować. 
Książkami, które czekają już na półce (niektóre od wielu miesięcy) są:
"W kręgu Hitlera" Mariana Podkowińskiego, 
"Wojna i dziecko" Heleny i Eugeniusza Boczków oraz Jacka Wilczura 
"Auschwitz. Historia miasta i obozu" - Deborah Dwork, Robert Pelt.

środa, 8 stycznia 2014

Jaki był rok 2013...

Rok 2013 był dla mnie dobrym rokiem. Dobrym zarówno w sferze prywatnej, jak i zawodowej. W tym roku doczekałam się upragnionej umowy na czas nieokreślony, w miejscu, w którym mam zamiar zagrzać miejsce. Kto by pomyślał, że po ukończeniu agrobiologii 5 lat temu w końcu znajdę pracę związaną z wyuczonym zawodem...
Rok 2013 był również bardzo dobry pod względem czytelniczym. Książek przeczytałam dużo, bo 141, wiele z nich było audiobookami, które słuchałam w drodze z i do pracy, gdy jeździłam na rowerze, a także w pracy, gdy robiłam obserwację na doświadczeniach. Na szczęście wypracowałam już sobie tą podzielność uwagi i słuchanie audiobooków przez słuchawki nie przeszkadza mi w innych zajęciach. Nie przeczytałam ani jednego e-booka, co muszę nadrobić w tym roku.

Przeczytałam bardzo dużo świetnych ksiażek, wśróg których faworytami były:

Ken Follet - Upadek gigantów
Ken Follet - Zima świata










Film oglądałam już ze trzy razy, w końcu sięgnęłam po książkę.
Cormac McCarthy - To nie jest świat dla starych ludzi










Maria Rodziewiczówna - Dewajtis











Były też i pewne rozczarowania...



Małgorzata Gutowska - Adamczyk
Cukiernia Pod Amorem
Tom 1: Zajezierscy
Tom 2: Cieślakowie





W tym przypadku zastanawiam się czy jest sens, abym w ogóle sięgała po tom trzeci.


 Jeśli chodzi o tą książkę, to w sumie nie mogę mówić o rozczarowaniu. Przeczytałam ją, bo chciałam się przekonać dlaczego ta autorka ma tyle samo zwolenników, co przeciwników swojej twórczości. Po tej lekturze nie zaliczam się w poczet tych pierwszych, ale jestem pewna, że do wielu osób trafia taki styl/. Do mnie nie.
Ostatnio czytałam dość dobrą recenzję jednej z ostatnich książek pani Agnieszki, "W szpilkach od Manolo", która obiecywała zupełnie inny, przystępniejszy styl tej książki, więc może się skuszę.