sobota, 26 kwietnia 2014

Siła to ona

[źródło]

Tytuł: Siła to ona
Autor: Anna Bratek, Marcin Wąsik
Drukarnia Zbigniew Gajek, 2014
Publikacja została sfinansowana ze środków Starostwa Powiatowego w Mielcu

" Siła to ona to autorski projekt, który w całości poświęcony jest mielczankom. (...) Znaleźliśmy 5 pań, które stały się bohaterkami naszego projektu Siła to ona. Ten czas kilku lat jest okresem wielu rozmów (...). To także wiele sesji zdjęciowych, a ich efekt to portrety bohaterek. (...)
Jest to pierwsze herstory w Mielcu, pierwsza publikacja poświęcona historii kobiet z naszego regionu." 1]


W książce zawarte jest pięć historii, których głównymi bohaterkami są mielczanki. Kazda z nich opowiedziana jest w innej formie.

Agnieszka Czachor
Jej historia opowiedziana jest w formie wywiadu.
Pani Agnieszka marzyła o lataniu od dzieciństwa. Edukację w liceum w Sandomierzu zaczęła bardzo wcześnie, w wieku 12 lat. To tam pewnego dnia przyszli przedstawiciele aeroklubu, ale chętni musieli mieć ukończone 16 lat. Rodzice pani Agnieszki nie zgodzili sie podpisać pisemnej zgody, więc marzenia te musiała odłożyć na później. Znacznie później, bo dopiero po studiach, gdy przyjechała do Mielca, gdzie pracowała jako konstruktor w WSK Mielec. W aeroklubie mieleckim zrobiła kurs pilotażu na szybowcach i samolotach. Została pierwszą kobietą - pilotem w Mielcu.
Jej życie zmieniła wiadomość o raku, szpiczaku mnogim, z którym walczy od kilku lat.

Część ta chyba najbardziej przypadła mi do gustu. Pani Agnieszka jawi się w niej jako inteligentna, zdeterminowana i sympatyczna osoba.
Brakowało mi jednak jednej rzeczy: wspomnienie choć jednym słowem o tym, że pani Agnieszka Czachor była pierwszą kobietą w Mielcu, która pracowała jako pilot i nawigator. o tym trzeba doczytać z innych źródeł. Brakowało mi również opowiedzenia o tym, jak w tamtych latach, typowo męska załoga WSK traktowała takiego "rodzynka".

Alicja Kaczmarczyk
Historia opowiedziana jest w formie rozmowy telefonicznej między panią Alicją a jej córką, Moniką.
Pani Alicja prowadzi pogotowie opiekuńcze, do którego trafiają dzieci i młodzież, często z patologicznych rodzin, po ciężkich przejściach. W rozmowie tej dowiadujemy się jak pani pani Agnieszce udaje się trafiać do często przerażonych, zamkniętych w sobie dzieci, dla których jest tylko jednym z etapów w im życiu. Opowiada o tym jak praca ta jest wyczerpująca i trudna, jednak równocześnie ile potrafi dać szczęścia i satysfakcji.

Forma rozmowy telefonicznej z córką najmniej przypadła mi do gustu, była najbardziej sztuczna i nienaturalna. Nie wyobrażam sobie naturalnej, codziennej rozmowy matki z córką przeprowadzonej w ten sposób.Jednak mimo wszystko, autorom udało się przedstawić panią Alicję jako ciepłą, bezinteresowną i silna kobietę. A o to w końcu w tym projekcie chodziło.

Jadwiga Klaus
Panią Jadwigę poznajemy w jej naturalnym środowisku - na scenie. "Jestem już prababcią, ale co z tego. Nie zejdę jeszcze ze sceny., W zasadzie to dopiero chciałabym na nią wejść!" 2]
Pani Jadwiga oddaje się wspomnieniom, rozpoczynając od czasów dzieciństwa. Z tańcem i teatrem styczność miała od najmłodszych lat dzięki matce - kierowniczce domu kultury - i ojcu - multiinstrumentaliście. "W naszym domu nikt specjalnie nie zastanawiał się nad kultywowaniem tradycji śpiewaczych, bo praca i pasja łączyły się, sprawiając, że cały dom śpiewał, tańczył., grał i reżyserował." 3]
Po maturze postanowiła pojechać na egzaminy do PZLPiT "Mazowsze". To właśnie wtedy dowiedziała się, ze ma "biały głos". Jej kariera w tym zespole trwała bardzo krótko, gdyż przeszła do PZLPiT "Śląsk". Jej występy z tym zespołem trwały 3 lata.
Przyjaciółka Janka Nowak namówiła panią Jadwigę, aby przyjechała do Mielca, w którym łatwo znajdzie pracę i zespół, w którym będzie mogła się zrealizować. Tak zaczęła się jej współpraca z "Rzeszowiakami".
Teraz, będąc już na emeryturze nie stała się babcią zajmujacą się wnukami, opowiadajacą im bajki na dobranoc w okularach zsuniętych na nos.. Jest prezesem Klubu Środowisk Twórczych TMZM im. Wł. Szafera w Mielcu, śpiewa w chórze "Melodia", występuje z grupą teatralno - estradową "Senior Show" działającą przy Uniwersytecie III Wieku.
Pani Jadwiga uważa się za spełniona kobietę: "Przeszłam przez życie śpiewając, recytując, reżyserując, ale tak naprawdę największą dumę i satysfakcję czułam występując na scenie w stroju ludowym, szczególnie za granicą. " 4]

Pani Jadwiga jawi się nam jako osoba odważna, łapiąca życie za rogi i wykorzystująca swój czas do ostatniej sekundy. Jest osobą radosną, pewną siebie, szczerą i bezpośrednią. Chwilami aż za bardzo... Podziwiam jej odwagę przy opisie podróży do Karolina, na egzamin do "Mazowsza": "Białe tenisówki szybko przestały świecić czystością, a jedyny element garderoby, który miał mi dodać pewności siebie, to była spakowana do torby sukienka od matury. Czarną rozpacz pogłębiła we mnie wtedy natura i "te dni". (...) Chwilowym ratunkiem był koszmarny papier toaletowy z PKP. Kiedy doszłam na miejsce, prosiłam o pomoc nawet panie sprzątające, które najbardziej powinny mnie zrozumieć w takiej sytuacji. Ale bezskutecznie. W końcu zaczepiłam na korytarzu jakiegoś mężczyznę. On z litości nie odmówił mi pomocy. Paradoksalnie, że szukałam pomocy wśród kobiet, a pomógł mi wtedy jakiś mężczyzna." 5]

Magdalena Łączak

Pani Magdalena to osoba zakochana w sporcie od dzieciństwa. Mając 8 lat wyjechała na pierwszy biwak harcerski, potem były różne rajdy i obozy.
W wieku 15 lat zaczęła spotykać się z Pawłem, to z nim wpadła na pomysł spływ tatrą po Wiśle, do Bałtyku. Tratwę skonstruowali z... plastikowych butelek. gdy już wszystko było gotowe, Magdalena musiała zostać w domu ze złamaną ręką.
Kolejnym pomysłem było objechanie Europy na rowerach. Pani Magdalena wyjechała z ręka na szynie, po operacji ścięgien. Na kierownicy kolarki miała zamontowany leżak kolarski, co miało ułatwić jazdę z ręką w gipsie.
Kolejne przygody to m. in. wejście na Mont Blanc czy wyprawa na Ural. Pani Magda zaczęła także uczestniczyć w rajdach  przygodowych.

Muszę przyznać, że ta opowieść sprawiła, że to właśnie panią Magdę polubiłam najmniej z wszystkich pięciu przedstawionych w książce pań.
Wiele z opowieści były dla mnie po prostu bajkami, w które nie mogłam uwierzyć: np. dwutygodniowy spływ tratwą wykonaną z plastikowych butelek z prowiantem w postaci worka ziemniaków i cebuli... Nie spodobało mi się też podejście pani Magdy do sprawy nauki i tłumaczenie dlaczego musiała powtarzać klasę: " Starałam się nadganiać zaległości, ale dyrektor powiedział, że nawet jak będę miała dobre oceny, to on na radzie pedagogicznej nie pozwoli dać mi promocji do następnej klasy. Powodem miała być słaba frekwencja. Tak też się stało, ale ta złośliwość jednej osoby tylko mi wyszła na dobre. " 6]
Bardzo dziwny był dla mnie również powód, dla którego pani Magda zrezygnowała ze studiów: "Moje studia? Zaczęłam studia na Wydziale Wiertnictwa Nafty i Gazu. Podobały mi się Wiercenia Kierunkowe. To była nowość, przyszłość! Jednak byłam jedyną dziewczyną w grupie, a pan doktor zwracał się do nas: - Drodzy Panowie! Bardzo szybko zaczęło mi to przeszkadzać i po miesiącu, po kolejnym takim incydencie, postanowiłam wyjść z sali. Tak trzasnęłam drzwiami, że myślałam, iż wypadną razem z futryną. " 7]

Może się czepiam, ale szalę goryczy przepełniła opowieść o wyprawie na szczyt Mont Blanc: "Mont Blanc to był nasz kolejny cel, oraz potwierdzenie siły oraz więzi. (...) Gdy porównuję siebie wtedy ze współczesnymi alpinistami, to nie wiem, co na prawdę ma znaczenie, ubiór i osprzęt, czy technika i siła. Ja wchodziłam na Mont Blanc w wełnianym swetrze, komunistycznym ortalioniku, wranglerach i ruskich rakach. (...) Kiedy wchodziliśmy w góry obowiązywał zakaz poruszania się po szlakach. Ogłoszone było załamanie pogody. Nas jednak gonił czas i musieliśmy wyjść, bo jak nie teraz, to kiedy? Zostało kilka dni do rozpoczęcia roku szkolnego. W momencie wyjścia w górę pogoda się rzeczywiście strasznie załamała. Nad szlakami krążył helikopter, który zabierał wszystkich. Kiedy zbliżał się do nas, to my odwracaliśmy się na pięcie, udając, że schodzimy. Udało nam się oszukać tamtejsze pogotowie górskie i wszystkich innych wrogów tej wyprawy, między innymi złą pogodę oraz czas. Nikt nie mógł nas powstrzymać!" 8] Muszę przyznać, że czytając to czułam ręce opadające do samej podłogi...

Nie mniej podziwiam odwagę i samozaparcie  pani Magdy, która obecnie odnalazła równowagę pomiędzy karierą zawodową (prowadzenie firmy), a pasją. Obecnie nadal startuje w biegach górskich, wyczynowym i wymagających wiele wyrzeczeń sporcie.

Maria Podobińska - Weryńska

Opowieść o pani Marii najbardziej przypadła mi do gustu. Pani Maria miała 16 lat gdy wybuchła II Wojna Światowa. Jej życie z dnia na dzień uległo diametralnej zmianie. Została sanitariuszką i od tej chwili była uczestniczką dramatycznych zdarzeń. "Porozrywane brzuchy, pourywane ręce i nogi. Okaleczone ciała i smród ropiejących ran." 9] Młodziutka dziewczyna bardzo szybko musiała przyzwyczaić się do otaczających ją bólu, rozpaczy, śmierci i rozpaczy.
Pani Maria wspomina pierwszy transport więźniów do Oświęcimia, w 1940r.: "Pamiętam te wynędzniałe, porozbijane twarze, zakrwawione. Pamiętam ten transport i dziś mogłabym kreskę postawić, w którym to było miejscu..." 10]
W październiku 1940r. wyjechała z Tarnowa i zamieszkała u krewnej w Mielcu. Jednak często wracała do Tarnowa, pod to samo więzienie, spod którego została aresztowana przez Gestapo.

1] str. 3
2], 3] str. 35
4] str. 49
5] str. 40
6] str. 58
7] str. 61
8] str. 59-60
9] str. 75
10] str. 78

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz