Tytuł: Martwe jezioro
Autor: Olga Rudnicka
Strony: 232
Beata Rostowska i Urszula Nowacka to przyjaciółki wynajmujące wspólnie mieszkanie. Beata pracuje w kancelarii prawnej. Trzydziestolatka od lat sama się utrzymuje, gdyż skłócona jest ze swoimi bliskimi. Kobieta nigdy nie była przywiązana do swojej rodziny, od zawsze czuła się przez nich odtrącona. Konflikt i jawna rywalizacja, które od dzieciństwa różnił Beatę i jej siostrę zaowocowały nieprzyjemnym i bolesnym zdarzeniem, które zakończyło się wyrzuceniem Beaty z domu. Od tej chwili kobieta musi martwić się sama o siebie, samodzielnie zarobić na własne utrzymanie. Próbuje wytłumaczyć sobie w jaki sposób doszło do tego, że rodzice traktowali ją jak obcą osobę, jak zbędny, nie pasujący do reszty przedmiot w ich wspaniałej posiadłości.
Pragnie ułożyć sobie własną przyszłość jednocześnie próbując wytłumaczyć przeszłość. Podejrzewa, że była owocem romansu i właśnie to stało się powodem braku akceptacji, o które walczyła całe dzieciństwo. Wynajmuje prywatnego detektywa, który odkrywa, że... Beata nie jest córką swoich rodziców. Jakby tego było mało okazuje się, że w świetle prawa Beata nie istnieje, na dowód czego pokazuje jej akt zgonu na jej nazwisko.
Zszokowana i coraz bardziej zagubiona Beata nieoczekiwanie dostaje zaproszenie na ślub swojej młodszej siostry. Jest to tym bardziej niespodziewane, gdyż od wyjazdu nie utrzymuje z rodziną żadnych kontaktów i podejrzewa, że kryje się za tym coś niepokojącego. Ula proponuje, żeby na ślub pojechała z jej bratem, Jackiem, którego bardzo chętnie widziałaby u boku przyjaciółki. Beata niechętnie godzi się na takie rozwiązanie i oboje udają się do Lisina, w którym mieszkają rodzice.
W rodzinnym domu czeka ją bardzo chłodne przyjęcie, co tylko utwierdza kobietę, że za wszystkim kryje się coś dziwnego, wyczuwa, że rodzina ma co do niej jakieś ukryte i niekoniecznie dobre zamiary. Rodzicom nie odpowiada "narzeczony", który jej towarzyszy, gdyż widzą ją u boku syna zamożnych przyjaciół. Chcą także, aby Beata zrezygnowała ze swojej dotychczasowej pracy i przyjęła proponowaną jej przez tych ludzi posadę.
Na dzień przed ślubem przyjeżdża prywatny detektyw, który zdobył szokujące informacje na temat przeszłości Beaty i jej rodziny.
Czy dziewczynie uda się pogodzić się z tym, czego dowiedziała się o ludziach, których uważała za rodzinę? Czy zaakceptuje siebie, czy zrozumie to, że otaczały ją osoby, dla których była zbędnym przedmiotem, który nie spełnił ich oczekiwań? Czy uda jej się uniknąć roli marionetki i nie pozwoli rodzicom na wplątanie się w kłopoty? Tego dowiemy się z książki.
"Martwe jezioro" to książka, przy której odpoczęłam. Nie mogłam się od niej oderwać i mimo czasu spędzonego w pracy i przy domowych obowiązkach, przeczytałam ją w ciągu jednego dnia. Polubiłam Beatę, Ulę i inteligentnego, choć momentami irytującego Jacka.
Bardzo mi się spodobał ten debiut literacki młodziutkiej, bo 24 - letniej Olgi Rudnickiej.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania
Mimo wszystko do mnie nie przemawia. No i mam wypełnione półki i plany... na siłę nie, ale może w przyszłości...
OdpowiedzUsuńPo prostu trzeba lubić taką literaturę :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam, i owszem; i choć jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna, to jednak nie pozostanie w mojej pamięci. Ot, czytadło na jeden wieczór.
OdpowiedzUsuńBo to nie chodzi o to, żeby została na zawsze w pamięci. Ja trafiłam z tą książką po prostu w odpowiedni dla mnie moment :)
Usuń